Trąca chorego w udo. Przynosi Glukometr i pojemnik z glukozą. Diabetyk nie reaguje. Pies uruchamia głośny sygnał alarmowy… To nie science fiction. Te czworonogi już ratują osoby z cukrzycą w stanie niedocukrzenia.
– Hipoglikemia jest powikłaniem terapii cukrzycy – mówi lek. med. Jolanta Wittek-Pakuło, specjalista chorób wewnętrznych, diabetolog . – Wczesne metody wykrywania niedocukrzenia u chorych są dość ograniczone. Mimo znacznego postępu technologicznego chory nadal jest skazany na samego siebie, na własne odczucia, które po latach zanikają. A im częściej występują niedocukrzenia, tym trudniej mu, zwłaszcza przy bardzo niskich poziomach cukru we krwi, zarejestrować u siebie hipoglikemię. Bywa, że z czasem nie jest w stanie niedocukrzenia rozpoznać. Może to spowodować utratę przytomności, a nawet w ekstremalnym przypadku prowadzić do utraty życia.
Zaczęło się od spaceru
Doktor Wittek mieszka w Niemczech. W roku 2009 musiała uśpić swoją 14-letnią suczkę. Szukała pocieszenia i znalazła. Na urodziny dostała Tarkę, taką samą. A że na spacerach z pieskiem poznaje się ludzi, trafiła na rodzinę Muellerów. Kiedy dowiedzieli się jak wspaniały węch ma Tarka, Lena Mueller wspomniała o psach sygnalizujących niedocukrzenie osób z cukrzycą typu 1. W tej rodzinie dwie osoby były dotknięte tą chorobą, w tym Lena, której rodzice kupili szczeniaka rasy rhodesian ridgeback. Zdradzał ciekawe cechy. Szczególnie okazywał zainteresowanie Lenie, kiedy miała niskie poziomy cukru. Także wtedy, kiedy sama nie odczuwała hipoglikemii. To był przełom.
– Zaczęłam się zastanawiać nad treningiem wzmacniającym te cechy – opowiada Jolanta Wittek-Pakuło. – Napisałam krótką informację do internetowej gazety lekarzy w Niemczech o chęci kontaktu z kimś o podobnych zainteresowaniach. Zgłosił się Sebastian Golisz z Gdańska. Już po pierwszej rozmowie wiedziałam, że to ta osoba – trener o olbrzymim doświadczeniu i nietypowych zainteresowaniach naukowych. Napisał pracę o zastosowaniu treningu z psami i bardzo się zapalił do naszego projektu. W marcu 2010 roku spotkaliśmy się po raz pierwszy, w Gdańsku. Pokazał nam wprost niewiarygodne umiejętności swojej suczki. W maju zaczęliśmy konkretyzować nasz projekt. Dołączyli do niego Karina i Martin z suczką Hailey oraz Martina z suczką Gingą. W roku 2011 rozpoczęliśmy w Polsce szkolenie z Adasiem i suką Altą. W styczniu ubiegłego roku przystąpiła do projektu kolejna para – Anja Renfordt, 6- krotna mistrzyni świata w kickboxingu, chorująca na cukrzycę od drugiego roku życia, i 6-miesięczna suczka Candy.
Cenny psi nos
– Nasz projekt spotkał się z dużym zainteresowaniem znanego specjalisty od „psiego nosa” – prof. Tadeusza Jezierskiego (wykrywanie markerów nowotworów za pomocą psów) – kontynuuje doktor Wittek. – Wspiera nas swoim doświadczeniem w dziedzinie osmologii (dział nauki zajmujący się badaniem właściwości i funkcjonowaniem zmysłu węchu). Moi koledzy lekarze wciąż dodają mi wiary w projekt i odwagi. Wsparcie otrzymuję ze strony firmy Medtronic w Niemczech; Medtronic w Polsce obiecał przyłączyć się również. Projekt DiabDogs Diabetolog Jolanta Wittek- Pakuło i instruktor szkolenia psów mgr Sebastian Golisz opracowali projekt DiabDogs. Wynika z niego, że niektórym chorym może ułatwić życie z cukrzycą towarzystwo odpowiednio przeszkolonego psa.
Tym, którzy są na intensywnej insulinoterapii, którym przytrafiają się epizody hipoglikemiczne, a nie zawsze je odczuwają. Osobom z pojawiającymi się niedocukrzeniami we śnie, mieszkającym samotnie. Diabetykom uprawiającym wyczynowo sport. No i dzieciom. Od polowy ubiegłego roku w Niemczech i w Polsce realizowany jest DiabDogs. Już 20 lat temu na podstawie ankiety przeprowadzonej wśród osób z cukrzycą i mających w domu zwierzęta, głównie psy, naukowcy z Bristolu i Berkeley stwierdzili, że czworonogi podczas niedocukrzenia domowników zachowują się inaczej – szczekają, przyprowadzają z innego pokoju drugą osobę. Pomysł praktycznego wykorzystanie tego zrodził się w USA. „Diabetes alet dogs” przechodzą szkolenie, którego celem jest rozpoznanie u swojego pana niedocukrzenia i swoim zachowaniem pomóc mu to dostrzec i sprowokować do uwolnienia się z tego stanu, a nawet sprowadzenie na ratunek innej osoby.
Testy pozwalają wybrać
– Oczywiście nie każdego czworonoga da się wyszkolić na potrzeby projektu DiabDogs, nie każdego da się wyuczyć – twierdzi mgr Sebastian Golisz.- Są pewne predyspozycje, choćby węchowe. Ale również takie, które na co dzień choremu na cukrzycę będą szczególnie przydatne, nie będą kolidowały z jego życiem. Zarówno szczeniaki, jak i psy dorosłe, które są typowane na takie szkolenie, są poddawane krótkim testom sprawdzającym ich predyspozycje do tego. Testy pozwalają także wykluczyć psy agresywne, bez chęci współpracy z człowiekiem, nie mające zainteresowania pracą węchową. Oczywiście zawsze może się okazać, że mimo że pies przejdzie taki test, szkolenie może zakończyć niepowodzeniem. Test bardzo mocno selekcjonuje tych kandydatów. Wykluczamy wszystkie czworonogi spośród jedenastu ras niebezpiecznych. Chętnie włączamy takie, które już mają jakieś doświadczenia, epizody w reagowaniu na niedocukrzenia swoich właścicieli.
– Można wymienić sporo ras, które nadają się do szkolenia na potrzeby DiabDogs – dodaje trener. – To jest po pierwsze kwestia tego, jaka rasa odpowiada właścicielowi psa. Jeżeli ma on już psa, zapraszamy go z czworonogiem na testy. W zależności od wyników podejmujemy decyzję. Zgłaszają się też osoby nie mające psa i wtedy musimy go wybrać dla chorego, także z myślą o jego rodzinie. Nie może on sprawiać większych problemów. Musi być polubiony przez domowników, akceptowany. Nie można „wcisnąć” komuś doga niemieckiego, jeśli on uwielbia małe pieski. I taką zasadą też się kierujemy. Jeśli właściciel już wybierze jakąś rasę, to zaczynamy to grono zawężać. Możemy zaoferować kilka ras, które mają pewne predyspozycje do ostrzegania przed niedocukrzeniem, chętnie współpracują z człowiekiem, mają odpowiednie walory węchowe.
Niedocukrzenia i . . . pies
– Pacjent musi sobie zdawać sprawę, że wzięcie psa do tego celu to jest podobny mechanizm jak wybór psa przez myśliwego – zapewnia Jolanta Wittek-Pakuło. – Jeśli ktoś się decyduje na psa użytkowego, bo o takim tutaj mówimy, tonie może tylko i wyłącznie kierować się walorami urody czy sympatii do wybranej rasy. Wytrenowany później przez trenera czy właściciela pies musi w przypadku utraty przytomności chorego w stanie ciężkiej hipoglikemii spowodować alarm. Taka sytuacja jest bardzo stresująca dla psa. Może on instynktownie reagować w specyficzny dla siebie sposób, m.in. trącać chorego nosem, drapać go łapą, wejść na niego, czego robić nie powinien. Uważamy, że kontakt podczas sygnalizacji z osobą chorą powinien być minimalny. I to trzeba też wziąć pod uwagę. Duży, ciężki pies, starający się wybudzić swojego pana ze śpiączki może niekiedy spowodować urazy u chorego. Tym bardziej trzeba to brać pod uwagę, jeżeli to jest dziecko. Dlatego preferujemy jednak psy średniej wielkości.
Najpierw aport, potem alarm
– Stworzyliśmy specjalny system alarmowy, który pies jest w stanie uruchomić w każdej sytuacji, o ile nie udaje mu się nawiązać kontaktu z właścicielem – mówi lekarka. – Składa się on z dwóch elementów: z jednej strony czujnika dotykowego, który może być aktywowany przez różnej wielkości psy, poprzez dotyk nosem, a z drugiej – elementu dźwiękowego, który może być wyłączony jedynie przez osobę trzecią, czyli udzielającą choremu pomocy.
– Alarm uruchamiany jest w ostatnim etapie, jeżeli osoba w stanie niedocukrzenia nie podejmuje reakcji, nie odbiera pojemnika z glukozą i glukometrem, bądź też przewraca się, traci przytomność, zachowuje się irracjonalnie – informuje Sebastian Golisz.
– Sygnalizacja o nadejściu niedocukrzenia wygląda mniej więcej w ten sposób, że pies puka w udo właściciela – osobę chorą, następnie aportuje glukometr z glukozą (warunkach domowych musi znajdować się w tym samym miejscu, wiadomym psu) podaje go i czeka. Dopiero jeśli chory nie reaguje, nie odbiera pojemnika lub upada, uruchamia bardzo głośny sygnał alarmowy. Naszym celem jest też zabezpieczenie chorego przed niedocukrzeniami w czasie snu. Projekt DiabDogs prowadzony jest od niedawna, od połowy ubiegłego roku. Od początku jego autorzy weryfikują skuteczności tej metody, żeby nie budzić nadmiernych nadziei ze strony pacjentów. Zapewniają, że chcą być pewni efektów pomocy, bezpieczeństwa chorych. Zaczęli najpierw szkolić własne psy – dwa młode posokowce. Na nich zrobili próbne badania. Efekty są obiecujące. Aktualnie szkolą kolejne dwa psy.
Andrzej Karnowski (Magazyn „PEN. Cukrzyca i Otyłość” nr 2/2012).